Bycie ewangelikiem to bycie dla innych – rozmowa z ks. dr. Volkerem Jungiem, prezydentem Ewangelickiego Kościoła Krajowego Hesji i Nassau

Co to znaczy być ewangelikiem w XXI wieku i jakie znaczenie ma Reformacja w czasach sekularyzacji i ekumenizmu – wyjaśnia ks. dr Volker Jung, prezydent (biskup) Kościoła Ewangelickiego Hesji i Nassau.

5 lutego 2019, Redakcja

Co właściwie oznacza dla Księdza bycie ewangelikiem?

Całkowicie zdać się na Boga, a więc skierować ku Jezusowi Chrystusowi. Oznacza również osiągnięcie wolności, która wyrasta z zaufania Bogu. Szczególnie ważne jest dla mnie pismo Lutra O wolności chrześcijanina, w którym reformator trafnie opisał, co oznacza wierzyć po ewangelicku: wyzwolenie przez Boga i zwrócenie się ku światu. Kościół ewangelicki jest dla mnie miejscem, w którym wspólnie żyjemy i patrzymy na zewnątrz, ale nie w trosce o samych siebie, ale poprzez zwrócenie się ku drugiemu człowiekowi i całemu światu.

Walka o ekumeniczny wymiar jubileuszu reformacyjnego wywołuje wiele kontrowersji i to nie tylko po stronie rzymskokatolickiej. Nie brakuje wpływowych teologów ewangelickich, którzy nie mają zbyt dobrego zdania o zaproponowanej przez Ewangelicki Kościół Niemiec (EKD) i rzymskokatolicką Konferencję Biskupów Niemieckich (DBK) formule Święta Chrystusowego (Christusfest), ubolewają nad utratą tożsamości i apelują o reformacyjną pewność siebie. Co ksiądz sądzi o tych głosach i czy są one w ogóle uwzględniane przez EKD i EKHN?

Myślę, że tak należy i nie można inaczej niż ekumeniczne świętować reformacyjnego jubileuszu. Wraz z Ewangelią otrzymaliśmy nakaz, aby wraz z innymi chrześcijanami poszukiwać tego, co wspólne i żyć tym, w co wierzymy. A to oznacza, że jesteśmy Ciałem Chrystusowym. To, że w tym ciele istnieje także różnorodność, różne wyznania możemy postrzegać jako bogactwo. Ewangelia nie sprawia, że wszyscy jesteśmy jednakowi, stąd też można żyć jednością w pojednanej różnorodności. W tym zwróceniu się ku Chrystusowi, który łączy nas wszystkich, możemy żyć w Kościele, a nasze różnice postrzegać jak szanse.

Jako zwierzchnik Kościoła z tytułem prezydenta Kościoła reprezentuje Ksiądz Kościół Ewangelicki w Hesji i Nassau, który jest właściwie domem dla różnych tradycji reformacyjnych. Czy istnieje w EKHN luterański nurt i czy może powinno zrezygnować się z utartych tradycji konfesyjnych, podkreślając ogólnie wymiar ewangelicki lub reformacyjny?

EKHN definiował się od początku jako Kościół unijny, jednak nie w sensie unii wyznaniowej (Bekenntnisunion), ale jako Kościół, w którym istnieje wspólnota luterańskich, reformowanych i unijnych zborów. Nasz pierwszy prezydent Kościoła ks. Martin Niemöller relatywizował nawet tradycję unijną, mówiąc, że jesteśmy Kościołem, w którym wspólnie żyjemy w różnych tradycjach wyznaniowych i według nich wierzymy. Tak się właśnie postrzegamy. Są parafie ukształtowane według luterańskiej tradycji, ale też mocno reformowane. Dla większości nie ma to większego znaczenia i z pewną irytacją zareagowaliby na pytanie: czy jesteś reformowanym/-ą czy luteraninem/-nką. Odpowiedzieliby – jestem chrześcijaninem/chrześcijanką.

Przed kilkoma miesiącami był Ksiądz wraz z władzami EKD w Watykanie u papieża Franciszka. Wiele rozmawiano o pragnieniu widzialnej jedności, mimo że owa jedność i jej widzialny charakter zupełnie inaczej postrzegane są w obydwu tradycjach. Czy dotarliśmy do granicy w dialogu ekumenicznym?

 Nie dotarliśmy jeszcze do naszych granic. Właśnie teraz w sposób szczególny zauważamy, co powinniśmy wspólnie robić. Podczas spotkania w Rzymie z papieżem odczułem silny impuls do poszukiwania realnej ekumenicznej wspólnoty i troski o nią. Ważne jest, abyśmy pracowali teologicznie i rozmawiali o różnicach. Coraz wyraźniej widzę, że chodzi o to, czy Kościół rzymskokatolicki może zrozumieć jedność w taki sposób, aby była możliwa także w różnorodności. Dla nas, ewangelików, ważne jest natomiast, abyśmy dla siebie mogli znaleźć odpowiedź na pytanie, co oznacza jedność przy całej różnorodności. To od papieża Franciszka wyszedł ten impuls, aby stawiać teologiczne pytania i przede wszystkim nie tracić z horyzontu konieczności służby dla świata. Jesteśmy przecież powołani przez Chrystusa, aby wspólnie być solą tej ziemi i światłością świata.

W swoim referacie wygłoszonym dla duchownych diecezji cieszyńskiej uwydatnił ksiądz znaczenie kapłaństwa wszystkich ochrzczonych, wskazując na współzależność wolontariatu i duchownych w kierowaniu Kościołem. Czy nie jest tak, że dopiero postępująca sekularyzacja pomogła nam zrozumieć siłę ewangelickiego kapłaństwa wszystkich ochrzczonych?

 To nie jest łatwa kwestia i nie wiadomo, czy to właśnie sekularyzacja odgrywa tutaj aż tak wielką rolę. Główna idea kapłaństwa zakorzeniona jest w Chrzcie Św., który uświadamia nam przede wszystkim, że chrześcijanie powołani i wezwani są do służby. Jakie ma to praktyczne przełożenie na kształt Kościoła, okazało się dopiero w ciągu wieków. Naturalną rolę odegrał tutaj rozwój na reformowanym obszarze. Dość wcześnie, dzięki rozbudowanej nauce o urzędach, zwracano tam uwagę na to, aby w zborze były różne urzędy i służby oraz że Kościoła nie można postrzegać jedynie poprzez urząd zwiastowania Słowa Bożego. Powstanie różnych struktur zarządzających w Kościołach ewangelickich, w synodach, pochodzi raczej z tradycji reformowanej. Wraz z rozwojem demokracji rozwijały się również w naszych Kościołach. Jako Kościół rozwinęliśmy zatem stopniowo własne wewnętrzne rozumienie demokratycznych struktur decyzyjnych. Te aspekty przenikają się tak wyraźnie, że widać, iż kapłaństwo wszystkich ochrzczonych oznacza, że chcemy wspólnie decydować i cedujemy tę decyzyjność nie tylko na osoby ordynowane.

Podziały między Kościołami są głębokie, ale coraz częściej powstaje wrażenie, że nie przebiegają one koniecznie wzdłuż granic wyznaniowych, szczególnie w sprawach etycznych. Podkreśla to Kościół rzymskokatolicki, ale też Kościoły ewangelikalne. Jak wiele różnorodności może dziś jeszcze wytrzymać Kościół ewangelicki i czy nie grozi nam nowy podział właśnie wobec różnic w kwestiach etycznych?

Rzeczywiście należy sobie uświadomić, jak dalece nasze stanowiska mogą od siebie odbiegać. W mojej ocenie jedną z najważniejszych myśli reformacji jest rozróżnienie między Prawem (Zakonem) a Ewangelią. Ewangelia jest obietnicą Boga i zachętą do wiary w Chrystusa – to jest podstawa. Na tym fundamencie stajemy przed wyzwaniem odnalezienia samych siebie i naszej drogi w tym świecie. W tej sytuacji otwierają się przed nami różne oceny kwestii etycznych i politycznych. Trudność powstaje wtedy, gdy za pomocą kwestii etycznych odmawiamy sobie prawa do wiary. Takie kwestie, jak ocena homoseksualizmu nie należą według mnie do tych spraw, z których powodu mogłoby dojść do rozłamu. Tutaj powinniśmy się spierać na temat właściwego rozumienia Biblii. Dosłowne rozumienie tekstu nie może być przedmiotem wiary. Jest nim jedynie Chrystus.

Jak tylko opadnie jubileuszowa radość po 31 październiku 2017 r., pozostaniemy wszyscy ze starymi problemami. Czy ma Ksiądz nadzieję na misyjny zryw po jubileuszu? Gdzie znajdować się będzie Kościół ewangelicki po 2017 r?

Owszem, mam nadzieję, że wraz z Rokiem Reformacji nastąpi coś w rodzaju wewnętrznego, ponownego odkrycia Ewangelii, że ludzie lepiej zrozumieją, dlaczego są ewangelikami, albo lepiej, dlaczego są chrześcijanami. To powinno dać im również inspirację w ważnych sytuacjach życiowych, szczególnie wtedy, gdy mamy do czynienia z postępującym pluralizmem religijnym i wielu ludzi zadaje pytania: co właściwie oznacza być chrześcijaninem? Gdy w zeszłym roku Niemcy przyjęli tak wielu uchodźców, mnóstwo osób angażowało się w wolontariat. Nieustannie spotykałem ludzi, którzy mówili: teraz na nowo zrozumiałem, co oznacza być chrześcijaninem: nie jesteśmy tylko sami dla siebie lub dla naszej parafii, ale jesteśmy po to, abyśmy mogli być dla innych, szczególnie dla tych, którzy potrzebują naszej pomocy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Aby wykorzystać treść lub jej fragmenty należy otrzymać pozwolenie redakcji!