Kościół jak kolej powinien się wciąż reformować

Z okazji Europejskiego Tygodnia Zrównoważonego Transportu oraz Światowego Dnia Bez Samochodu rozmawiamy z pasjonatem kolei ks. Tomaszem Bujokiem, proboszczem pomocniczym Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Drogomyślu.

22 września 2020, Redakcja

Ewangelicy.pl: Ksiądz Tomasz Bujok naczelny kolejarz Kościoła luterańskiego w Polsce. Prawda czy fałsz?

Nie lubię słowa naczelny. Może lepiej ‘zakolejony luterański duchowny’. To, owszem.

A jakie są symptomy zakolejenia?

Z pewnością jazda pociągiem sprawia mi przyjemność, choć czasem bardzo irytuje. Przyjemnie jest pojechać nowoczesnym składem, który może podczas podróży wykorzystać wiele swoich atutów. Denerwuje mnie szczególnie, gdy jadę pociągiem i wiem, że w tym miejscu trasy można jechać szybciej, ale my jedziemy wolno. Irytują mnie przeciągające się procesy inwestycyjne. Zakolejenie przejawia się również w śledzeniu informacji ze świata kolei, no i oczywiście w modelarstwie kolejowym. Właśnie jestem w trakcie budowy własnej makiety.

To podobnie jak z Kościołem – przebywanie w kościołach, szczególnie latem, sprawia przyjemność i wytchnienie, ale im dłużej tym niekiedy denerwująco, gdy pozna się codzienność… no i te długie procesy, struktury…

Myślę, że przybywanie w kościele niezależnie od pory roku daje wytchnienie i oderwanie od codzienności. Daje refleksję i wzmocnienie.

Mówi to duchowny, ale oczekiwania są różne – jedni widzą w Kościele EN57, raz podrasowany, raz rozpadający się, jeszcze inni chcieliby kościelne EIP (Pendolino) na miarę naszych czasów z latte na mleku sojowym…

Owszem, procesy są czasem za długie i nużące. Naszą domeną są długie dyskusje i „dzielenie włosa na czworo”. I tak – to bywa irytujące. Myślę, że Kościół nie jest rozlatującym się EN57. Nie jest też nowoczesnym składem dużych prędkości. Jest czymś pomiędzy, aczkolwiek jak nie przejdzie dobrego przeglądu, to będzie zmieniał się w kierunku poczciwego „kibla”. Nie wiem czy nasi czytelnicy zrozumieją ten slang…

To ksiądz wytłumaczy, żeby zza studni nie wytoczył się kamień zgorszenia…

EN 57 – w kolejarskim żargonie ‘kibel’ – to najstarszy elektryczny zespół trakcyjny ciągle używany w Polsce na liniach lokalnych. Produkowany we Wrocławiu od 1961 do 1993 r. o prawie niezmienionej konstrukcji. W latach 2000 niektóre pojazdy zostały wyremontowane, ale ich zasadnicze wady niestety pozostały. Dołożenie do starej konstrukcji nowych foteli czy klimatyzacji w niewielkim stopniu poprawia komfort podróży w sytuacji, kiedy zawieszenie pozostało stare. Pojazd zachowuje się więc dość niestabilnie i jest głośny.

Jak Kościół, a Kościół to przecież ludzie…

Wydaje mi się, że jako ludzie zmieniamy się mocnej niż kolejne wersje poczciwego EN57. Żyjemy w innych okolicznościach, korzystamy z zupełnie nowych technologii, mamy jak żadne wcześniej pokolenie możliwości przemieszczania się i komunikacji. To wszystko sprawia, że my jako ludzie się zmieniamy, a co za tym idzie społeczeństwo i Kościół się zmieniają, bo tworzą je ludzie.

Mamy przepełnione pociągi i pustoszejące kościoły pisane przez duże i małe „k”. Jest coś, czego Kościół może się nauczyć od kolei?

Polacy zaczynają wracać do kolei, od czasu, kiedy ta zaczęła się modernizować. Konserwowanie historii z pewnością nie przyniosłoby takiego efektu. Zmodernizowane tory, czy unowocześniane albo nowe wagony sprawiają, że w naszym kraju pasażerów kolei przybywa.

Kościół – przynajmniej ten reformacyjny – powinien się stale reformować i odważniej patrzeć w przyszłość, a nie tylko zachowywać to, co stare. Kościół nie może być jedynie strażnikiem historii, bo inaczej nie przetrwa. Chrystus nie powołał Kościoła do tego, aby ten tylko oglądał się wstecz, czy też rozpamiętywał tylko swoją przeszłość. 

Kościół – przynajmniej ten reformacyjny – powinien się stale reformować i odważniej patrzeć w przyszłość, a nie tylko zachowywać to, co stare. Kościół nie może być jedynie strażnikiem historii, bo inaczej nie przetrwa. Chrystus nie powołał Kościoła do tego, aby ten tylko oglądał się wstecz, czy też rozpamiętywał tylko swoją przeszłość. 

Czyli, aby uniknąć sytuacji, w której rozklekotany EN57 wtacza się na odnowioną stację „Dzisiejszy Świat”, Kościół winien wymienić tabor i mknąć szaleńczo za nowoczesnością, czy tak?

Z tym szaleństwem też trzeba być ostrożnym. Bezwzględnie trzeba przyspieszyć, sukcesywnie wymieniać tabor, ale przede wszystkim trzeba być rozważnym. W Polsce mieliśmy wybór: albo wybudować jedną linię dużych prędkości z Warszawy do Wrocławia i Poznania, tzw. Y, albo remontować za te pieniądze o wiele więcej kilometrów zdezelowanych torów do mniejszej prędkości. Wybrano drugi wariant i uważam, że słusznie. To wskazówka dla Kościoła. Niemniej, trzeba działać. Ileż można dyskutować o np. ordynacji kobiet i innych wyzwaniach? Mam przeświadczenie, że ciągle kręcimy się w kółko, albo robimy nieznaczne kroczki do przodu, a tu winno nastąpić przyspieszenie.

Pytanie nie jest przypadkowe, bo oto w rzymskokatolickiej diecezji Münster zrealizowano ciekawy projekt duszpasterski „Co Kościół może się nauczyć od kolei”. Postawiono kilka wniosków: ‚zarządzanie sytuacjami kryzysowymi’ tudzież ‚miejmy świadomość, że zakłócenia i błędy się zdarzają’ albo ‚gdy dzieje się źle, zachowaj spokój i zwracaj się do ludzi’.

Nie znam kryzysowych procedur na kolei i wydaje mi się, że jeszcze w polskim Kościele luterańskim takich procedur nie musimy wdrażać, ale trzeba planować i myśleć o przyszłości. Problem, który z pewnością dotknie nas w niedługim czasie to masowe odchodzenie duchownych w stan spoczynku i już dziś powinniśmy się na to przygotowywać: opracowywać procedury, uaktywniać świeckich członków Kościoła i inne. Oprócz tego powinniśmy być lepiej słyszalni w świecie mediów. Wiele mamy obecnie trudnych spraw społecznych, choćby sprawa wykluczenia osób LGBT.

Nie powinniśmy się oglądać na innych, czy to Kościół rzymskokatolicki, czy tzw. Kościoły wolne, ale wypracować swoje stanowisko w tej sprawie i głośno je prezentować. Używając języka kolejowego: powinniśmy poprawić jakość zapowiedzi dworcowych. Powinny być głośne i wyraźne.

Nie powinniśmy się oglądać na innych, czy to Kościół rzymskokatolicki, czy tzw. Kościoły wolne, ale wypracować swoje stanowisko w tej sprawie i głośno je prezentować. Używając języka kolejowego: powinniśmy poprawić jakość zapowiedzi dworcowych. Powinny być głośne i wyraźne.

Obchodzimy po raz kolejny Europejski Tydzień Zrównoważonego Transportu. Czy to jest w ogóle jakiś temat dla Kościoła?

Myślę, że tak. Jako chrześcijanie powinniśmy pamiętać, że jesteśmy na świecie, który nie jest naszą własnością. Bóg nam go tylko wypożyczył i nakazał o niego dbać, dlatego promocja ekologicznych środków transportu jest także naszym zadaniem.

A co Kościół tutaj może zrobić?

Bardzo praktycznie. Planując jakiś wspólny wyjazd parafialny można zacząć od sprawdzenia, czy tam, dokąd chcemy jechać, nie dotrzemy transportem publicznym? Ja stosuję taką zasadę. Oczywiście nie wszędzie się da, ale wiele razy miałem już sytuacje, że konfirmant, czyli młody człowiek w wieku 14 – 15 lat, pierwszy raz w życiu jechał pociągiem na wycieczkę zorganizowaną właśnie przez parafię.

Ale już trudno sobie wyobrazić taką sytuację wśród duchownych – siatka połączeń dość skromna, stacji coraz mniej, więc co mogą zrobić duszpasterze i – co najważniejsze – jak można pastoralnie ‚wykorzystać’ kolej w pracy z ludźmi?

Nie byłbym takim pesymistą. Wreszcie zaczynamy remontować lokalne linie kolejowe, niektóre stacje wracają na powrót do sieci, połączeń przybywa. Jako duchowni powinniśmy wysiąść czasem z wygodnego samochodu i z innymi a nie w samotności pojechać pociągiem A nuż trafi się nam jakaś ciekawa rozmowa?

Swego czasu zaangażował się ksiądz w rewitalizację linii kolejowej między Chybiem a Wisłą i Cieszynem – nie było głosów, że Kościół miesza się nawet do transportu publicznego?

Nie, nigdy nie spotkałem się z takim zarzutem, choć byłem jednym z tych, którzy mocno zabiegali o remont linii kolejowej od Chybia do Wisły i Cieszyna. Dzięki wielu zabiegom (nie tylko moim oczywiście) remont doszedł do skutku, co mnie niezmiernie cieszy. Teraz będzie czas na podpowiedzi przy konstruowaniu rozkładu jazdy dla tego połączenia. Mam już parę pomysłów. Mogę też zdradzić, że ocaliliśmy pewien zabytkowy artefakt. Kiedy pojechałem zobaczyć postępy prac remontowych między Chybiem a Skoczowem zauważyłem przewrócony kamień graniczny z literami „WŚl”. Jest to kamień wyznaczający pas gruntu wykupiony przez województwo śląskie w okresie międzywojennym pod budowę linii kolejowej Strumień – Skoczów. Wtedy ta trasa była budowana ze środków województwa śląskiego, a dziś jest remontowana również z Regionalnego Programu Operacyjnego dla Województwa Śląskiego. Taka ładna historia. A wracając do kamienia granicznego to zostanie on wyeksponowany w naszej parafii wraz z kamieniem tzw. Komory Cieszyńskiej pochodzącym z czasów habsburskich w XIX w.

A gdyby tak wszystko rzucić i zostać kolejarzem ..?

Oczywiście, że kiedyś miałem taki pomysł. Nawet znajomi w szkole średniej zazdrościli mi, że ja wiem, co robić w życiu, a oni ciągle się zastanawiają, ale później wybrałem służbę w Kościele i jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi, zostałem do niej powołany, dlatego dziś już ten wariant nie wchodzi w rachubę.

Jak wielu ewangelików – przynajmniej na obszarze Śląska Cieszyńskiego zaangażowanych jest w kolei – zawodowo i hobbystycznie? Są jakieś spotkania, grupy na Facebooku?

Ze względu na bliskość dość ważnych węzłów kolejowych w Czechowicach – Dziedzicach i Zebrzydowicach mamy trochę parafian zawodowo związanych z koleją. Wiem też, że w innych parafiach są takie osoby. Niestety nikt z ewangelików jeszcze się mi nie ujawnił, kto zajmowałby się modelarstwem kolejowym. Liczę, że i takie osoby się znajdą.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Aby wykorzystać treść lub jej fragmenty należy otrzymać pozwolenie redakcji!