Mazurskie wyzwania – 500 lat Reformacji i co dalej..?

500 lat mazurskiej Reformacji – o tożsamości, wyzwaniach i perspektywach opowiada ks. Paweł Hause, biskup diecezji mazurskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce.

25 kwietnia 2024, Redakcja

500 lat reformacji w diecezji mazurskiej, a zasadniczo na Mazurach. Chodzi bardziej o upamiętnienie czy nowy początek?

W przeżywaniu jubileuszu bardziej chodzi nam o przypomnienie tego, że jesteśmy. Można odnieść wrażenie, że wciąż jesteśmy pomijani. Jubileusz jest okazją do pokazania się. Jako ewangelicy byliśmy tutaj, jesteśmy i – jeśli Bóg da – będziemy.

Co spowodowało, że ewangelicyzm, który historycznie jest „u siebie”, bywa postrzegany jako ciało obce, że aż powstaje konieczność przypomnienia?

Dotyczy to nie tylko ewangelicyzmu, ale i samej mazurskości. Pisał o tym w niewygłoszonym przemówieniu, żegnając Karola Małłka, pisarz Igor Newerly. Widział jak wiele Mazurzy wnieśli w historię, kulturę i znaczenie tych ziem i nagle gdzieś zostali zgubieni. Kończy swoją przemowę nie tradycyjnym ‘amen’, ale nieco pikantnie: „Jak to się, do cholery, mogło stać?”. To było wielkie poruszenie i niezrozumienie, przykryte grubą warstwą propagandy tak, że musimy się niczym jeż, odgrzebywać spod kupki liści i przypominać o swoim istnieniu. To prawda, jesteśmy dziś mniejszością, ale staramy się być nie byle jaką, ale aktywną i zauważalną mniejszością.

Jak wielką lub jak małą mniejszością są dziś ewangelicy na terenie Warmii i Mazur?

Diecezja Mazurska, która dziś obejmuje teren północno-wschodniej Polski, łącznie z Warmią, Mazurami i Podlasiem, a także Suwalszczyzną, ma zaledwie 15 parafii i przy tak dużym rozproszeniu i odległościach, zwłaszcza ze wschodu na zachód, mamy ok. 3,5 tys. wiernych. Największe skupisko ewangelików znajduje się w powiecie mrągowskim, ale tuż obok jest Ryn, Kętrzyn czy Giżycko, Szczytno i Pisz, a więc pewna koncentracja dotyczy 12 parafii – pozostałe trzy są dość odległe – są to Suwałki, Białystok i Działdowo. Jest to więc absolutna diaspora w porównaniu do dawnych czasów, kiedy byliśmy na tych terenach w większości.

Gdy czyta się wspomnienia mazurskie, w tym te opublikowane przez bpa Jana Szarka, dominuje w nich element trudności duszpasterskich, konieczności obsługiwania przez jednego duchownego kilku, a nawet kilkunastu placówek na raz. Jak obecnie wygląda sytuacja duszpasterska w diecezji?

Faktycznie, opisywane przez bp. Jana Szarka mazurskie lata były szczególne. Wówczas tereny do zaopiekowania były nie tylko duże, ale też znajdowało się na nich więcej kościołów i kaplic. Ludzie czekali na duchownego, a ten musiał być nieustannie w drodze przy mocno ograniczonych możliwościach logistycznych. Widzimy to także w innych wspomnieniach powojennych: jeden duchowny odpowiedzialny był za wiele ośrodków. Księża, którzy z przyczyn wiekowych albo zdrowotnych nie byli w stanie dotrzeć wszędzie, przekazywali filiały innym, jeśli takowi byli, albo, niestety, zamykano placówki, mimo że ludzie wciąż tam mieszkali.

I nagle przyszła wielka fala wyjazdów…

Tak, nastąpiło tąpnięcie związane z masowymi wyjazdami Mazurów do Niemiec – wówczas liczba filiałów automatycznie się zmniejszała, niektóre po prostu zniknęły, co z jednej strony ułatwiało kwestie dojazdu, ale było przytłaczające. Do dziś jednak pozostały parafie, które mają po kilka filiałów – Kętrzyn czy Ostróda. To oznacza aż cztery nabożeństwa w niedzielę w różnych miejscach. Jedno po drugim. Do tego dochodzą dojazdy, rozmowy duszpasterskie i rozwiązywanie różnych problemów. Nie chciałbym, aby to zabrzmiało jak narzekanie, chodzi bardziej o nakreślenie specyfiki tego miejsca. Z pewnością sytuacja dzisiaj jest łatwiejsza do opanowania niż w latach powojennych, ale zmienił się też charakter pracy duszpasterskiej i przekrój parafii.

W jaki sposób?

Przypomina mi się wypowiedź bpa Karola Kotuli w jednej z książek: proponował różnym duchownym, aby przyszli do pracy na Mazury. Tutaj była szczególnie trudna sytuacja: bieda i utożsamianie Mazurów z niemieckością. Wielu duchownych wyjeżdżało, mało kto chciał tutaj pracować.

A jak jest teraz?

Dziś sytuacja jest nieco inna, bo parafie znajdują się przecież w atrakcyjnych miejscach turystycznych, zmieniła się infrastruktura i warunki pracy. Sorkwity nie należały kiedyś do miejsc chętnie odwiedzanych, a dzisiaj cieszą się ogromną popularnością jako miejsce wypoczynku dla ewangelików ze wszystkich diecezji. Nie zmienia to faktu, że inny jest sposób patrzenia, także na znaczenie warunków bytowych, miejsc pracy dla współmałżonka/i. Są też inne aspekty ważne dla całego społeczeństwa jak choćby dostępność sektora medycznego czy ogromny problem wykluczenia komunikacyjnego, w tym likwidacja linii kolejowych czy połączeń autobusowych.

Ten mazurski pejzaż nie napawa jednak zbytnim optymizmem…

Pytałem niedawno duchownych, jak wyobrażają sobie swoją parafię za 10 i 20 lat. Otrzymywałem zaskakujące odpowiedzi. Czas pandemii przyspieszył niektóre zjawiska, bo kościoły opustoszały szybciej niż szacowaliśmy. W sytuacji, jaką mamy, czeka nas model niemiecki albo powrót do przeszłości tak, jak to było w latach powojennych, że jeden duchowny i jedna rada parafialna będzie obsługiwać dwie parafie dla zaoszczędzenia kosztów lub z innej konieczności. Może być tak, że parafią będziemy nazywać miejsce, gdzie nie będzie już księdza albo będziemy przemianowywać dotychczasowe parafie na filiały i łączyć. Znamy to z Zachodu. Czeka nas na pewno restrukturyzacja diecezji i Kościoła. W którymś momencie parafie będą musiały żyć ze świadomością, iż będą miały swojego księdza tylko do czasu jego emerytury, bo nie wiadomo czy Kościół będzie miał kogo posłać.

Nasz Kościół żyje w diasporze – większej lub mniejszej. Parafie zdane są na pracę duszpastersko-misyjną, której owocem są wstąpienia do Kościoła. Jak wygląda zainteresowanie ewangelicyzmem na Mazurach? Czy Kościół ewangelicki jawi się jako alternatywa przy duchowych poszukiwaniach ludzi, także tych, którzy do tej pory nie byli nigdzie zadomowieni?

Od dwóch do ośmiu parafii naszej diecezji co roku odnotowuje różną ilość wstąpień, ale nie są to duże liczby – czasami jest to jedna osoba albo sześć. W skali diecezji są to liczby rzędu od 15 do nieco ponad 20 osób. Inna sytuacja jest w Olsztynie, który jest miastem wojewódzkim. W małych miejscowościach dużą rolę odgrywają wciąż bariery społeczne. Czy jesteśmy alternatywą? To dość złożone pytanie. Jako Kościół czy diecezja jesteśmy aktywni nie tylko w mediach społecznościowych, ale także w realu, nie pozostajemy bierni. Organizowanych jest wiele przedsięwzięć, nie tylko o charakterze religijnym, ale też kulturalnym, w tym np. koncerty. Ludzie chętnie przychodzą, ale nie z intencją wstąpienia. Jest na pewno sympatia i uznanie, ale najczęściej brak dalszego zainteresowania. Być może jest to związane z niechęcią wobec jakichkolwiek form zinstytucjonalizowanej religijności. Proces sekularyzacyjny dotarł także do nas, bo nawet w 25-tysięcznym mieście jak Kętrzyn pojawili się świeccy mistrzowie ceremonii pogrzebowych. Kiedyś jedyną alternatywą był Kościół ewangelicki.

Chrześcijaństwo na Mazurach jest w odwrocie?

Sytuacja jest trudna, ale nie jest aż tak dramatyczna, choć od kolegów z Kościoła rzymskokatolickiego słyszę, że Kościół leży na łopatkach. Mam nieco inne spostrzeżenia, bo z okna widzę, jak wierni zmierzają na msze do byłego już kościoła ewangelickiego. Może nie jest tak dużo jak kiedyś, ale wciąż świątynia jest stosunkowo wypełniona. Mamy coraz mniej ślubów, jest więcej związków partnerskich. Liczba chrztów dzieci spoza małżeństw jest coraz większa, co akurat nie stanowi problemu, choć kiedyś było inaczej. Jako Kościół staramy się towarzyszyć wszystkim w zmieniającej się rzeczywistości.

Czy jest coś takiego jak mazurska duchowość ewangelicka i czym różni się od duchowości ewangelickiej z innych regionów Polski?

Są części wspólne, także te w obszarze historyczno-kulturowego mitu jak choćby pracowitości wypływającej z przekonań religijnych. O Mazurach mówi się nieraz, że przeszył ich pruski dryl, manifestujący się w posłuszeństwie wobec władzy, ale też przywiązaniu do Kościoła jako autorytetu. Owszem, Mazurzy mają swoją dumę i przekorę, ale Kościół wciąż jest ważny dla tych, którzy wierzą. Są też kwestie związane ze zdefiniowaniem tożsamości narodowej czy etnicznej. Co do duchowości to kluczowa jest rola kancjonału mazurskiego, który pełnił także rolę modlitewnika. Mazurzy rodzili i umierali się z kancjonałem, bo wkładano go do kołyski po urodzeniu i na koniec życia do trumny. Oczywiście, duży nacisk kładziono na piśmiennictwo, czyli literaturę budującą, postylle, pisma misji wewnętrznej i oczywiście Lutrowe katechizmy. W tym wszystkim jednak Kościół był kluczowy. Zaobserwowałem to 30 lat temu, gdy przyjechałem na Mazury. Ludzie spod Kętrzyna zjeżdżali traktorami. Zostawiali je na parkingu koło cmentarza, zmieniali buty, szli do kościoła. O polskich tradycjach ewangelickich na Mazurach pisał Karol Małłek choćby w „Ewangelicka jutrznia na gody”. W swej twórczości rysował mazurskie wesele i inne zwyczaje. One pokazują, że Kościół – szczególnie dla ludności wiejskiej – pełnił ogromną, integracyjną rolę.

I jak bardzo to się zmieniło?

O to jak to dzisiaj wygląda pytał m. in. Erwin Kruk w swojej poezji: „Gdzie wasze pieśni ? W kancjonałach. Gdzie wasze kancjonały? W rękach umarłych.” To pokazuje, że coś odeszło wraz z tymi, którzy zachowywali dawniejszą wrażliwość na słowo i pieśń, modlitwę czy nabożeństwa. Dziś trudniej to odszukać. Do tego należy doliczyć pokłosie gromadkarstwa, czyli mazurskiego pietyzmu, o czym pisał m.in. bp Janusz Narzyński, oraz ich spory z luterskimi konserwatystami. Niekiedy takie konfrontacje kończyły się w sądzie. Na początku mojej służby spotykałem jeszcze dzieci gromadkarskich kaznodziejów, predigerów, którzy często nie chcieli stawać się konkurencją dla Kościoła, pozostawali blisko niego, ale organizowali dodatkowe spotkania i nabożeństwa jako uzupełnienie nabożeństwowego życia, a nie w opozycji do niego. Niedzielne nabożeństwo pozostawało w centrum.

Trudno jest też mówić o kontynuowaniu pewnych form duchowości, gdy zmienili się duchowni. Bywało tak, że księża ze Śląska próbowali na Mazurach zaprowadzać swoje zwyczaje, ale nie zawsze to się dobrze kończyło. W każdym razie to nie jest też tak, że duchowość jest czymś hermetycznym. Mimo kilkudziesięciu lat służby tutaj, wciąż uczę się czegoś nowego i choćby w tym kontekście nasz jubileusz będzie dobrą okazją, aby poszerzyć horyzonty, zarówno w odniesieniu do duchowości, jak i konfesyjności.

Mówiliśmy o bp. Szarku, który wspominał, że nie możemy być strażnikami popiołów. Jaki jest pomysł Księdza Biskupa na uniknięcie tej pułapki? Jak znaleźć energię i ustrzec się skrajności sentymentalizmu rozpamiętywania z jednej strony i popadania w rezygnację z drugiej?

Jak się zogniskujemy na jednym temacie to już z pewnością zostaną tylko popioły, ale oczywiście nie może być tak, że historia stanie się listkiem figowym, przysłaniającym odpowiedzialność za dziś i jutro. Całkiem niedawno, kiedy zacząłem mówić o naszym jubileuszu i przytaczałem plany, mówiąc, że jesteśmy najstarszą diecezją luterańską i świętujemy jej powstanie przed 500 laty, ktoś z obecnych dodał „i jej zamknięcie”. Bardzo mnie to zabolało, nawet jeśli to była ironia czy po prostu niestosowny żart, albo może wizja nieuchronnej przyszłości? W jakiejś mierze logo naszego jubileuszu podkreśla, że nie mówimy o procesie zamkniętym albo zamykającym się, ale wręcz przeciwnie myślimy o pespektywie otwarcia, a nie domknięcia. Jubileuszowe logo składa się z liczby 500, w której jest „5” i dwa zera, tworzące symbol nieskończoności.

Mimo trudności Kościół będzie trwał tak długo jak Pan Kościoła tego zechce. Ufając tej obietnicy, nie wolno koncentrować się jedynie na przeszłości. Zresztą samo Pismo nas poucza: „Nie mów: Jak to jest, że dawne czasy były lepsze, niż obecne? Bo to nie jest mądre pytanie.” (Przyp. 7,10). Musimy wychodzić poza schemat i też wielu od nas oczekuje, abyśmy nie celebrowali skostnienia i muzealnego kurzu.

To brzmi wzniośle i nawet ładnie. Jest chcenie, a co z wykonaniem?

Ograniczają nas zasoby ludzkie i środki materialne, ale w żaden sposób nie zwalnia nas to z odpowiedzialności za to, kim jesteśmy i jakie jest nasze powołanie. Stąd też nie powinniśmy mieć kompleksów. Nawet jeśli jesteśmy w mniejszości to nie pomniejsza to ani naszego dziedzictwa, ani wspomnianej odpowiedzialności za jutro. Stąd pomysł, aby w ramach jubileuszu zaprosić młodzież z całej Polski na Ogólnopolski Zjazd Młodzieży Ewangelickiej, ale także Synod Kościoła na Mazury. Nie było naszą intencją przykrywanie obecnej sytuacji przeszłością – byłoby to mało produktywne. To, że jesteśmy w mniejszości nie oznacza, że mamy kompleks mniejszości, że uważamy się za mniej wartościowych. Nawet jeśli nie jesteśmy silni ilością to mamy potencjał jakościowy, merytoryczny. To zasadnicze wyzwanie dla wszystkich, i to nie tylko dla mazurskich ewangelików, aby dostrzec konstruktywną teologię diaspory, że nie wstydzimy się być ewangelikami i odpowiedzieć wyraźnie, co to dla nas oznacza.

Mazury to także wciąż trudna historia dla ewangelików i to wcale nie taka odległa, zarówno w kontekście relacji ze wspólnotą rzymskokatolicką, jak i metodystami. Jak bardzo te tematy obecne są w zbiorowej pamięci?

250 parafii rzymskokatolickich uwłaszczyło się na byłych parafiach ewangelickich. Straciliśmy wiele kościołów i innych budynków (kilkanaście przeszło w ręce Kościoła greckokatolickiego czy prawosławnego.) To są ogromne straty, nawet w porównaniu do tego, co mieliśmy jeszcze po wojnie. Ponieważ Mazurzy utożsamiani byli z Niemcami nie mieli tych samych praw, co chociażby ludność napływowa, stąd poczucie krzywdy było silne. Po wielu latach od zakończenia II wojny światowej te bolesne reminiscencje wyblakły i są obecne we wspomnieniach odchodzącego pokolenia. Dotyczy to szczególnie kobiet, które w trudnych czasach wytrwały przy Kościele, ale już ich dzieci, wnuki i prawnuki wychowywane były już po katolicku. Presja była tak ogromna, że względy pragmatyczne, a nie religijne przesądzały o tym, czy ktoś pozostawał wierny Kościołowi czy przechodził do innej wspólnoty, głównie do Kościoła rzymskokatolickiego.

Przeszłość wciąż ma znaczenie, nawet jeśli są to już albo aż powracające obrazy?

Pamiętam bardzo dobrze rozmowy z moimi parafiankami, część z nich wciąż żyje, na temat filmu „Róża” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego z 2011 roku. Jedna mówiła do drugiej: „Nie idź na ten film!”. Oczywiście ciekawość wygrała i panie, które jednak zdecydowały się na obejrzenie produkcji, wracały z kętrzyńskiego kina „Gwiazda” w milczeniu. Ta cisza była bardziej wymowna niż to, co było przemycane w ich opowieściach. Utkwiło mi szczególnie jedno zdanie: „Gdybym miała wszystko opowiedzieć jak to tutaj było, gdy wkroczyła Armia Czerwona, to nie wiem, czy ktoś chciałby tego słuchać, czy mógłby to wytrzymać.” Jeszcze inna pani, która także już nie żyje, mówiła „Bywało jeszcze gorzej”. Ten temat nie został do końca przepracowany.

Róża – oficjalny zwiastun (reż. Wojciech Smarzowski – „Dom zły”, „Wesele”) – YouTube

Dało się to słyszeć podczas spotkań parafialnych, godzinach biblijnych, na które przychodziły głównie kobiety urodzone na krótko przed wojną albo zaraz po niej. Z pewnością wiele zmieniło się po 1989 roku, kiedy wolno było na ten temat rozmawiać. Wiele rodzin odetchnęło. Zaczęto upamiętniać miejsca pochówku osób rozstrzelanych przez Rosjan jako Niemców, a byli to ich dziadkowie, mężowie czy bracia. Zasadniczo rozpoczęła się praca nad traumą, głęboko skrywaną, bo zakazaną poprzez propagandę.

A co z metodystami?

Z archiwów i wspomnień choćby bpa Kotuli wiemy, że były poważne trudności z zapewnieniem opieki duszpasterskiej. Stąd Kościół Ewangelicko-Augsburski zwrócił się z prośbą o pomoc do Kościoła metodystycznego, który odpowiedział na nią. Często jednak było tak, że nie kończyło się na pomocy, a po prostu dochodziło do przejmowania parafii wraz z wiernymi, sugerując im, że pozostaną przecież ewangelikami nawet jako metodyści, bo to wszystko jedno. Zakładano później, że luteranie po prostu zanikną w tych rejonach, gdzie pojawili się metodyści, jednak tak się nie stało i przetrwały liczne społeczności, co w naturalny sposób, wywoływało napięcia z metodystami. Powstały na ten temat liczne publikacje naukowe i popularnonaukowe. Kiedy zostałem zwierzchnikiem diecezji starałem się wzmocnić te działania, które zmierzały do normalizacji relacji, nawet jeśli po obydwu stronach pojawiały się czy wciąż pojawiają się pretensje. Z pewnością te relacje, jak każde inne, wymagają pracy.

Wracając do jubileuszu – jakie są główne zręby obchodów i na ile są one „upolitycznione” w związku z okrągłą rocznicą hołdu pruskiego?

Próbujemy przebić się ponad polityczne obchody. 10 kwietnia przypada nie tylko jubileusz Hołdu Pruskiego, ale też 15. rocznica katastrofy smoleńskiej. Szukamy więc swojego miejsca i czasu dla upamiętnienia tego, co dla nas, ewangelików mazurskich, jest ważne. Zorganizujemy centralne obchody połączone z nabożeństwem jubileuszowym, sesję naukową, koncert i wystawy. Będziemy też działać lokalnie, ukazując historię Parafii ewangelickich, wszędzie tam, gdzie jesteśmy. Po roku 2017 to będzie kolejny czas dla nas. Będziemy znów mieli nasze „5 minut”, choć przecież jesteśmy na co dzień i tak zauważalni w naszej aktywności. Nieliczni, ale silni wiarą. Jak pisze Apostoł: (II Kor. 6,10) „Jako zasmuceni, ale zawsze weseli, jako ubodzy, jednak wielu ubogacający, jako nic nie mający, a jednak wszystko posiadający.”


1 thought on “Mazurskie wyzwania – 500 lat Reformacji i co dalej..?

  1. Zawsze będę pamiętał Nawiady – pierwsze miejsce służby Tatusia Ks. Jana Nogi. Przemierzane kilometry na rowerze, piękny kościół i duże zaagażowanie by zdobyć zaufanie parafian. Odwiedzał nas senior Jagudzki z żoną i obie pastorowe (z moją Mamą) służyły pięknym sopranem na nabożeństwach. Po latach odwiedziłem Nawiady ale to już inne miejsce, niż to zachowane w pamięci. Mamusia przez długie lata korespondowała z Paniami, które opuściły kraj i różnie potoczyły się ich losy życiowe. Natomiast nasz chór Gloria Skoczów śpiewał wiele razy w Mikołajkach i był zawsze życzliwie przyjmowany przez Ks. Czudka. To były budujące spotkania i wspaniały owoc Dom Opieki Arka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Aby wykorzystać treść lub jej fragmenty należy otrzymać pozwolenie redakcji!