Historia chrześcijaństwa, w tym szczególnie zachodniego, to ogromna różnorodność przekładów Pisma Świętego – jak na tej mapie wygląda Polska?
Zupełnie nieźle. W historii polskich przekładów Pisma św. i ich wydań można wyróżnić dwa okresy, które charakteryzują się wzmożoną aktywnością tłumaczy i wydawców. Pierwszy to XVI/XVII w., kiedy powstają przekłady bądź całej Biblii – m.in. Biblia brzeska, Biblia Leopolity, Bibia Jakuba Wujka czy Biblia gdańska, bądź tylko Nowego Testamentu, m.in. tłumaczenie Stanisława Murzynowskiego, Szymona Budnego, Marcina Czechowica czy Daniela Mikołajewskiego.
Drugi taki okres to wiek XX i XXI, kiedy zaczęto stosować nowe założenia translatorskie. I z tych bardziej współczesnych przekładów trzeba wymienić tłumaczenie Nowego Testamentu (lub jego fragmentów) Eugeniusza Dąbrowskiego, Feliksa Gryglewicza, Seweryna Kowalskiego, Ekumeniczny Przekład Przyjaciół, oczywiście Biblię Tysiąclecia, Biblię poznańską, warszawską, warszawsko-praską, lubelską, Biblię ekumeniczną czy wreszcie Biblię paulistów oraz przekład Ewangelicznego Instytutu Biblijnego, zwany często przekładem Piotra Zaręby
Niemniej według Ambasadora polskości, który powstał na zlecenie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, to Biblia Wujka jest pierwszym tłumaczeniem Pisma Św. na język polski
To oczywiście przekłamanie. Jeśli nie liczyć Biblii królowej Zofii, którą trudno uznać za przekład biblijny we współczesnym rozumieniu, bo w dużej mierze opierała się na pierwowzorze czeskim, to właściwie za pierwszy w pełni polski przekład Ewangelii, który wyznaczył wręcz trendy w sztuce tłumaczenia, można uznać tłumaczenie Stanisława Murzynowskiego z 1553 r. z ciekawymi rozwiązaniami nie tylko dynamicznymi, ale wręcz inkulturacyjnymi.
Drugim liczącym się przekładem jest Biblia brzeska z 1563 r., której przeciwnicy zarzucali zbyt mocne trzymanie się tekstu łacińskiego i francuskiego. W dobie postulatów, aby powrócić do języków oryginalnych, zarzut ten był w środowiskach protestanckich istotny, choć moim zdaniem krzywdzący dla tłumaczy. W kręgach rzymskokatolickich wciąż trzymano się kanonizowanej przez Sobór Trydencki Wulgaty. Biblia Leopolity – również starsza niż przekład Wujka – opierała się właśnie na Wulgacie, choć niezrewidowanej. Zanim w 1593 r. jezuita Jakub Wujek wydał swój Nowy Testament, funkcjonowały już mocno skonfesjonalizowane przekłady Szymona Budnego i Marcina Czechowica. Wszystkie te teksty poprzedziły „pierwszy polski przekład Pisma Św.”, który – i to trzeba też zaakcentować – nie był przekładem z języków oryginalnych, lecz przekładem z łaciny.
W jakim stopniu Biblia brzeska opierała się na tekstach oryginalnych i jakie było właściwie jej znaczenie dla kultury polskiej – podobne jak Biblii Lutra dla języka niemieckiego?
Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, w ilu procentach wykorzystano teksty oryginalne, a w ilu francuskie czy łacińskie. Niemniej sięganie do rozwiązań translatorskich obecnych w innych językach jest bardzo często spotykane wśród biblistów. W ostatnich latach pojawiły się też hipotezy, że ST w Biblii brzeskiej nie jest przekładem z hebrajskiego, lecz z łaciny, przy czym podstawą byłby tutaj tekst dominikanina – Santes Pagnino z początku XVI w., a nie Wulgata. Niemniej na ogół przyjmuje się, że Biblia brzeska rzeczywiście w przeważającej mierze oparta była o ówczesne wydania tekstów oryginalnych – hebrajskiego i greckiego. Sięganie do łaciny trudno uważać za zarzut, jeśli się weźmie pod uwagę, że nawet tacy wydawcy greckiego NT jak Erazm z Rotterdamu posiłkowali się łaciną tam, gdzie brakowało świadectw greckich.
Myślę, że Biblia brzeska, podobnie jak wcześniej NT Murzynowskiego, a następnie Biblia gdańska miała dla rozwoju języka polskiego podobne znaczenie jak Biblia Lutra dla języka niemieckiego. Dość wspomnieć przysłowiowy „wdowi grosz”, który po raz pierwszy pojawia się właśnie u Murzynowskiego jako przykład inkulturacji. Ponadto Biblia brzeska była głównym punktem odniesienia dla Wujka, który w przedmowie do swojego NT pisze, że wydana przez kalwinów Biblia brzeska jest pełna błędów i kacerstwa, zwłaszcza w adnotacjach i komentarzach czy wykładach tekstu umieszczonych na marginesach. Skoro uczony jezuita zauważył te „błędy i kacerstwa”, musiał przekład brzeski bardzo dobrze znać. Wystarczy zresztą przeczytać te międzywyznaniowe polemiki na marginesach. Ponadto, aby w swoim tłumaczeniu uniknąć „kacerstwa i błędów”, Wujek starał się odchodzić od rozwiązań tłumaczy brzeskich w jednych passusach, zwłaszcza teologicznie nacechowanych, w innych jednak musiał przyjmować ich propozycje, które zdążyły już wejść i zadomowić się w kształtującym się wtedy polskim językiem literackim.
Autorzy tekstu argumentują, że Biblia brzeska nie miała jednak większego wpływu i to Biblia Jakuba Wujka była do czasu wydania Biblii Tysiąclecia najważniejszym polskim przekładem – jest o co kruszyć kopie?
Co oznacza „najważniejszy przekład”? Dla kogo? Z jakich względów? Biblia Wujka stała się rzeczywiście niezwykle popularna z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że odpowiadała wymogom przyjętym na Soborze Trydenckim, aby wiernie, verbum pro verbo, przekładać święty tekst łaciński (w przypadku Wujka była to już zrewidowana Wulgata syksto-klementyńska z 1592 r.). Po drugie dlatego, że takie podejście do wytycznych Trydentu ułatwiło Wujkowemu tłumaczeniu zakotwiczenie liturgiczne, a przez to niejako sakralizację. A ponieważ katolików było i jest w Rzeczypospolitej większość, nic dziwnego, że dla tej większości Biblia Wujka stała się przekładem najważniejszym.
Takiego uznania nie doczekał się, niestety, przekład Jana Nycza zwanego Leopolitą, niesłusznie dyskredytowany przez autorów Ambasadora polskości. Leopolita próbował wprowadzać ekwiwalencję dynamiczną, jego przekład ma naprawdę wiele ciekawych rozwiązań, jest też bliższy przekładom protestanckim właśnie ze względu na tę strategię translacyjną i zastosowanie potocznego języka. Nie spełniał jednak kryteriów trydenckich. Wróćmy jednak do „najważniejszych” przekładów. Niemal z tych samych względów, dla których Biblia Wujka stała się najważniejszym tłumaczeniem dla katolików, nie mogła stać się miarodajnym przekładem dla polskich protestantów. Po pierwsze dlatego, że bazowała na Wulgacie, a – jak już powiedziałam – przekłady ewangelickie wykorzystywały języki oryginalne, po drugie dlatego, że nie używano jej w liturgiach protestanckich. Tutaj prym wiodła Biblia brzeska, a następnie gdańska.
Ponadto nie da się powiedzieć, że Biblia Tysiąclecia zastąpiła Biblię Wujka, bo to dwa zupełnie różne teksty, które bazują na innych źródłach. Biblia Tysiąclecia, podobnie jak przekłady protestanckie od XVI w., bazuje na języku hebrajskim, aramejskim i greckim. I choćby dlatego poprzedniczek Biblii Tysiąclecia należałoby upatrywać w Biblii brzeskiej czy gdańskiej, a nie w Biblii Wujka.
Co zatem można i trzeba robić, a czego unikać dla dobra edukacji?
Na pewno trzeba reagować na uproszczenie i nieprawdy takie, jak ta zawarta w Ambasadorze polskości. Przypominać o dziedzictwie polskiego protestantyzmu, unikając jednak wypowiedzi w duchu konfrontacji. Pokazywać różnorodność wyznaniową jako wartość, coś, z czego należy być dumnym, a nie jako coś wstydliwego, co należy ukrywać. W dalszej perspektywie – zadbać o edukację młodzieży, wystrzegać się stosowania schematów i stereotypów, choć to może być trudniejsze.
Dr hab. Kalina Wojciechowska jest profesorem Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie oraz wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego oraz Ewangelikalnej Wyższej Szkoły Teologicznej we Wrocławiu. Prof. Wojciechowska jest biblistką, specjalizującą się w teologii Nowego Testamentu i w badaniach nad językiem przekładów NT. Jest członkinią Zespołu Języka Religijnego Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN oraz wiceprzewodniczącą Komitetu Nauk Teologicznych PAN. Prowadzi również zajęcia ze współczesnych metod interpretacji Biblii na wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego.