Kościół – strefa wolna dla wszystkich
Choć słowa Jezusa nie raniły, nie krzywdziły, nie potępiały, nie niszczyły, nie odzierały z godności, a wręcz przeciwnie – przyodziewały w miłosierdzie, współczucie, sympatię i empatię to ludzie Kościoła lub gorliwie deklarujący związek z chrześcijaństwem zawsze poświęcali imponujące pokłady energii, aby zrobić odwrotnie.
80 lat temu pod auspicjami oficjalnego Kościoła ewangelickiego powstało dziełko „Odżydowienie życia religijnego jako zadanie niemieckiej teologii i Kościoła.”
Autorem tekstu był szanowany profesor teologii ewangelickiej prof. Walter Grundmann, prominentny członek powołanego po pogromach żydowskich „Instytutu ds. Badań i Usunięcia Żydowskich Wpływów na niemieckie Życie Kościelne”. Placówka działała do 1945 roku. Mocno przysłużyła się w dostarczaniu ideologicznego paliwa dla kościelnych nazistów, którzy z Lutrem pod rękę i z Biblią w ręku błogosławili holocaust.
Grundmann, autor kilkudziesięciu prac naukowych z dziedziny teologii luterańskiej, popełnił też w 1942 książkę, w której był wyrazicielem opinii chyba większości władz ówczesnego Kościoła ewangelickiego. Stwierdził m.in., że ponad wszelką wątpliwość „zdrowy naród musi odrzucić żydowstwo w każdej postaci (…) Niemcy mają historyczne usprawiedliwienie i historyczne uzasadnienie w walce przeciwko żydowstwu.”
Po lekkich, powojennych perturbacjach – tymczasowym zakazie pełnienia funkcji akademickich i duszpasterskich – Grundmann (wraz z kolegami) stał się jednym z najbardziej prominentnych intelektualistów wschodnioniemieckiego Kościoła ewangelickiego. Chętnie podjął współpracę z komunistyczną bezpieką, szczególnie ochoczo donosząc na kolegów księży związanych w czasie wojny z opozycyjnym wobec władz III Rzeszy tzw. Kościołem Wyznającym, który – swoją drogą – też nie miał czystej karty w walce o prawa Żydów.
Właśnie, czysta karta. Przypominając sobie o rocznicach kumulujących się w tym roku, a także o różnych wydarzeniach i inicjatywach, jakie pełzają ostatnio w przestrzeni publicznej, doceniłem, jak wiele wydarzyło się w naszych Kościołach od stuleci czy dziesięcioleci.
Choć słowa Jezusa nie raniły, nie krzywdziły, nie potępiały, nie niszczyły, nie odzierały z godności, a wręcz przeciwnie – przyodziewały w miłosierdzie, współczucie, sympatię i empatię to ludzie Kościoła lub gorliwie deklarujący związek z chrześcijaństwem zawsze poświęcali imponujące pokłady energii, aby zrobić odwrotnie. Jakby za wszelką cenę chcieli popsuć dzieło Jezusa i jednocześnie koronować go na władcę świata.
Mimo usilnych starań ludzi, nie udało się doszczętnie zepsuć i zniszczyć Kościoła – obietnica Jezusa, iż bramy piekielne go nie przemogą nie była gwarancją nieomylności, nienaruszalności Kościoła, ale zapewnieniem, że jakkolwiek będziemy się starać Kościół zniszczyć, wsadzić w imadło własnych wyobrażeń, ortodoksji i pragnień, pozostanie on własnością kaznodziei z Nazaretu. Kościół pozostanie – nie z woli żadnego człowieka – strefą otwartą dla wszystkich, dla każdego grzesznika.
W Kościele – przynajmniej z reformacyjnej perspektywy – nie ma miejsca na klasyfikację grzeszników, nie ma, a przynajmniej nie powinno być miejsca na jakiekolwiek przejawy dehumanizacyjnych praktyk, nie tylko wobec Żydów.
Nigdy nie było w Kościele czasu, w którym wszyscy wierzyli by tak samo, myśleli tak samo i odczuwali tak samo.
Kościół był zawsze zbiorowością żywą, uwikłaną w spory i różnice zdań. Stałymi w Kościele były i są wielkie Boże miłosierdzie i grzesznicy.
Wszyscy tacy sami.
Dariusz Bruncz – redaktor naczelny portalu ekumenizm.pl