Reformacja, wolność i różnorodność – rozmowa z ks. Margot Käßmann

O Reformacji, wyzwaniach współczesności rozmawiamy z ks. prof. Margot Käßmann, ambasadorem Ewangelickiego Kościoła Niemiec ds. 500-lecia Reformacji, byłą biskup Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego Hanoweru oraz byłą Przewodniczącą Rady Ewangelickiego Kościoła w Niemczech.

5 lutego 2019, Redakcja

Podczas swojego przemówienia na Synodzie Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego we Wrocławiu mówiła Pani Pastor o wyzwaniach, ale też o zjawiskach, które ukazują zerwanie z tradycją przodków, szczególnie w ojczyźnie Reformacji. Czy coś poszło nie tak, a jeśli tak to co?

Utrata wiary i tradycji boli, ale nie powinniśmy dostrzegać jedynie negatywnych procesów. Wolność sumienia i wyznania prowadzi również do wolności niewyznawania żadnej wiary. Dla reformatorów było to niewyobrażalne, ale dziś wiemy, że ta wolność wierzenia bądź nie musi być zagwarantowana.

Niemniej reformatorom chodziło przede wszystkim o to, aby wzmocnić wiarę i głosić ją pośród ludzi.

Oczywiście, reformatorzy nie mogli sobie wyobrazić świata bez wiary, ale oświecenie jest konsekwencją Reformacji. Możliwość samodzielnego myślenia stała się kluczowa. Jeśli chodzi o sytuację w Niemczech to musimy uznać, że szczególnie narodowy socjalizm w III Rzeszy i socjalizm w NRD miały swój duży wkład w procesy sekularyzacyjne. Naziści zwalczali wiarę i postulowali powrót do tradycji germańskich NRD próbowała wszystkimi sposobami wykorzenić z ludzi wiarę.

Naczelnym postulatem Reformacji była jednak reforma Kościoła. Czy ten główny cel nie zakończył się porażką?

Nie, Kościół ewangelicko-luterański, taki jaki ja go znam, jest Kościołem Reformacji.

Bez skaz?

Nie ma instytucji bez wad, gdyż są kierowane przez ludzi.

Ale przecież nie chodziło o to, aby z jednej niedoskonałej instytucji utworzyć nową.

W mojej ocenie Luter chciał zmienić Kościół i dzisiaj widzimy w naszych luterańskich Kościołach możliwość uczestnictwa w tym dziele. To nie biskup posiada pełnię władzy, ani też hierarchia nie decyduje o wszystkim, lecz wszyscy, chociażby poprzez synody, uczestniczą w procesie podejmowania decyzji, również na poziomie parafialnym, gdzie możemy choćby bezpośrednio kształtować nasze nabożeństwa. Możemy doświadczyć wielu rzeczy, które zapoczątkowała właśnie Reformacja.

Spędziła pani wiele miesięcy w USA i właśnie w tamtejszych Kościołach ewangelicko-luterańskich istnieją teologiczne szkoły, twierdzące, że Kościół luterański jest jedynie prowizorką, ruchem wewnątrz Kościoła katolickiego, która powinna zniknąć, gdy tylko zadanie zostanie wypełnione. Jak mocna jest marka „luterański” lub jak silna powinna być?

Z całą pewnością jej potrzebujemy. Na przykładzie niedawnej debaty Synodu Biskupów w Rzymie możemy to dobrze zaobserwować. Decyzje nie mogą być narzucane z góry ex cathedra, jak ludzie mają myśleć lub postępować w kwestiach seksualności. Nie wolno narzucać dogmatów, lecz należy zrobić miejsca dla osobistego poszukiwania wiary. Także sumienie każdego człowieka odgrywa tutaj ogromną rolę i to jest bardzo luterańskie.

W tych niespokojnych czasach wielu narzeka na wszechobecny kryzys tożsamości. Wielu ludzi tęskni za autorytetami, które dadzą im odpowiedź na dręczące ich pytanie, może nie zawsze są to instancje kościelne, ale mimo wszystko…

Człowiek lubi sobie upraszczać wiele kwestii i niełatwo jest żyć z różnorodnością, a ona nie jest dla mnie jakąś skazą w przeciwnym razie byłby to jakiś antyliberalny odruch, który nie toleruje wolności i indywidualizmu. Luteranizm dobrze współgra z wolnością i może być niezwykle pomocny w epoce indywidualizmu.

Słowa Pani Pastor przypominają mi przemówienie byłego abp. Canterbury Rowana Williamsa, który powiedział, że reformacyjne odkrycie nie jest identyczne z oświeceniem, gdyż nowoczesność, jakiej doświadczamy dzisiaj, stoi w sprzeczności do podstawowych założeń Reformacji.

500 lat po Reformacji nie można postawić obydwu tych fenomenów w skali 1:1. Chodzi raczej o historię zrozumienia, uczenia się. Konsekwencja myśli, że każdy w sprawach wiary i sumienia jest wolny nie była przecież praktykowana przez samego Lutra, ale ta konsekwencja krok po kroku się rodziła. Możemy to dostrzec przy wielu innych sprawach, chociażby przy ordynacji kobiet. Każdy, kto przyjął chrzest jest kapłanem, biskupem i papieżem – mawiał Luter – a jeśli tak, to dotyczy to również kobiet. Kościół potrzebuje parę stuleci, aby to, co już wie wprowadzić w czyn.

Wielokrotnie w swoich kazaniach, wykładach i kazaniach mówiła Pani Pastor o ekumenizmie. Czy tkwimy w ekumenicznej ślepej uliczce, gdy zestawimy ze sobą dwa, nie dające się ze sobą pogodzić modele Konkordii Leuenberskiej i rzymskiej zasady sub Petro(pod Piotrem)?

Zawsze potrzebna jest równowaga między ekumeniczną niecierpliwością, która jest konieczna, a ekumeniczną cierpliwością, która również jest konieczna. W 1945 roku niemieccy protestanci pojawili się na katolickich obszarach i byli przez lokalnych katolików traktowani jak wykluczeni. Odmawiano im udostępnienia kościołów, ponieważ nie traktowano ich na poważnie jako chrześcijan. Dzisiaj katolicy i protestanci w Niemczech są sobie bardzo bliscy. Wciąż dostrzegają różnice w nauczaniu, jak np. brak zgody na wspólną Eucharystię, ale wielu katolickich wiernych przychodzi do mnie i mówi: chcę świętować tą jedność, która już jest, nawet jeśli mój Kościół tego nie chce. Mam nadzieję, że nastąpi przełom.

Być może to nie ekumenizm przyniósł lub przeniesie ten przełom, ale postępująca sekularyzacja?

Myślłę, że nie, gdyż ludzie nauczyli się żyć ze sobą. Poznali się i przełamali uprzedzenia. Widzą, że inni też mają Biblię, wyznanie wiary i zmawiają Ojcze nasz. Nie są w końcu tak różni od nas – mówią. Tylko spotkanie może pokonać uprzedzenia.

Spotkania spotkaniami, ale co z czynnikami zewnętrznymi?

Nie wiemy jak się będzie kształtowała przyszłość. Mam wręcz luterańską ufność, że jesteśmy w rękach Bożych. W końcu to nie nasi dawni przodkowie, ani też nasi rodzice, ani też nasze dzieci nie utrzymywali i nie utrzymają Kościoła, ale to Bóg utrzymuje swój Kościół przy życiu. Będziemy inni, być może już nie Kościołem ludowym, ale Kościół będzie istniał. W społeczeństwie, które jest wieloreligijne i coraz bardziej zeświecczone potrzebujemy własnego profilu, własnej twarzy i właśnie szczególnie protestantyzm, luteranizm dobrze wytrzymuje różnorodność.

Pokazywanie profilu, tożsamości – o tym mówił dość głośno były biskup Berlina i Brandenburgii Wolfgang Huber, który optował za ekumenizmem profilów (Profilökumene). Wielu krytykowało tę wizję jako niewystarczającą luz nawet zbyt redukcjonistyczną. Czym jest właściwie dziś ów profil zarówno w aspekcie ekumenicznym, jak i luterańskim?

Ważne jest dla mnie to, aby powiedzieć ‘tak’ dla ekumenizmu. Z katolikami więcej mnie łączy niż dzieli, ale oczywiście muszę jednocześnie powiedzieć, że niektóre sprawy pozostaną mi obce: papiestwo, kult świętych, czy praktykowana wciąż instytucja odpustów. Także kult maryjny jest mi obcy, jednak jako ewangelicka teolożka i luteranka mogę zdecydowanie powiedzieć, że Maria jest dla mnie ważna, jednak w inny sposób. Istnieje też konstruktywna siła konfesyjnych różnic i nie chciałabym, aby zostały one w jakikolwiek sposób spłycone.

Czy jest coś takiego 50 lat po Soborze Watykańskim II i 500 lat po Reformacji, czego możemy się jeszcze od siebie nauczyć?

Kościół rzymskokatolicki może się nauczyć od ewangelickiego kapłaństwa wszystkich ochrzczonych, tego, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety mogą wspólnie kierować Kościołem, także ordynowani i nieordynowani. To jest typowo ewangelickie i widzę, że wielu katolików podziwia u nas tę różnorodność. Z drugiej strony bardzo szanuję, a nawet podziwiam w Kościele rzymskokatolickim to, że mimo wewnętrznych różnic funkcjonuje on jako Kościół uniwersalny, który zachowuje jedność. Gdy będziemy na siebie patrzyli, uwzględniając nasze silne strony i słabości, to wówczas wzrastać będzie również wzajemny szacunek.

Reformacja była również historią uchodźców, w tym i luterańskich, którzy przybywali do Polski i tutaj w miarę swobodnie mogli praktykować swoją wiarę. Jak powinniśmy dzisiaj zmierzyć się z falą uchodźców i problemem ich integracji. Gdzie jest ta równowaga między bezbrzeżną euforią a oziębłością?

Po pierwsze musimy powiedzieć, że europejska kultura zna miłosierdzie jako wartość. Biblijne przykazania ochrony uchodźców, którzy są pośród nas i to bez względu na pochodzenie i wyznawaną religię, wciąż obowiązują. Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie jest dla naszych parafii i Kościołów wezwaniem do działania, także dla uchodźców. Nikt nie zaprzecza temu, że w wielu miejscach nastąpiło przeciążenie ze względu na tak dużą falę uchodźców, ale cóż innego moglibyśmy zrobić? Zamknąć granice i wydać rozkaz do strzelania? To już mieliśmy w Niemczech przed 1989 rokiem i nie chcę, abyśmy szli w tym kierunku. Wojna w Syrii nie dotyczyła nas dotąd za bardzo do momentu, kiedy jej posłańcy pojawili się na naszych progach. To, że nie inwestujemy w prewencję, mediację i przełamywanie konfliktów, ale w zbrojenia nie daje mi spokoju. Z wielu miliardów dolarów, które USA wydały w Afganistanie, nawet parę procentów nie starczyło na inwestycje w cywilne projekty. Wciąż uważamy, że poprzez wojsko jesteśmy w stanie zaprowadzić pokój, mimo iż w głębi serca dobrze wiemy, że tylko budowa społeczeństwa obywatelskiego rodzi pokój, a ludziom umożliwia pozostanie w ich krajach. Jeśli więc ktoś mówi, że musimy odgrodzić się murem z dwóch stron to uważam, że nie jest to europejskie rozwiązanie.

Budzi się Pani Pastor 31 października 2017 roku i…?

I jestem bardzo, bardzo szczęśliwa, że Rok Reformacyjny tak cudownie się udał, że tak wielu ludzi usłyszało w ogóle o Reformacji, że była świętowana ekumenicznie i międzynarodowo, że dużo dyskutowano i pojawiły się nowe, duchowe impulsy i że wreszcie będziemy mogli znów ruszyć do działania pełną parą.

Czy będzie to misyjne święto, a może nawet misyjny zryw?

Uroczystości będą miały elementy misyjne, gdyż już teraz widzę, że wielu ludzi, którzy na co dzień nie mają z Kościołem nic wspólnego, interesuje się Reformacją i dopytuje: co takiego świętujecie?

Wolno nam świętować?

Z całą pewnością!

A może tylko wspominać, upamiętniać?

Nie rozumiem, dlaczego pojęcie świętowania stał się polem walki. Wielki Piątek w Niemczech jest dniem świątecznym, też świętujemy ten dzień, a to nie musi oznaczać od razu karnawału czy tańca na stole. Świętowanie to także upamiętnianie, poważne podejście do sprawy, dyskusje. Obchody mogą być zorganizowane godnie, ale sugestie, jakoby ewangelicy nie mogliby świętować reformacyjnego jubileuszu uważam za dziwne.

> Zwiastun.pl: Zdjęcia z wykładu ks. Margot Käßmann podczas Synodu Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego we Wrocławiu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *